piątek, 29 marca 2013

Pyrkon 2013

Przez sporą część swego krótkiego życia byłam „fantastycznym ignorantem”, olewając ogólny i długotrwały boom na literaturę fantasy. Aż pewnego pięknego dnia pomyślałam sobie: „Kurczę, Reptilia, skoro tyle osób to czyta, to może jednak coś w tym jest?”. Od tego czasu powoli wczytuję się w fantastykę i muszę przyznać, że była to jedna z mądrzejszych decyzji, jakie do tej pory podjęłam. Choć nadal raczkuję, jeśli chodzi o literaturę opanowaną przez magię i cudowne stwory, to sukcesywnie kolejne tomy mogę oznaczać jako „przeczytane” i „polubione”. A skoro już wchodzę w ten świat, to stwierdziłam, że czemu by się nie wybrać na Pyrkon? A co!

W sobotę, 23 marca, dotarłam wraz z koleżankami do Poznania. I już na pierwszy rzut oka widziałam, że moje wyobrażenia były dużo skromniejsze niż rzeczywistość. Moja wizja nie zakładała, że tenże konwent: a) odbywa się na tak dużej przestrzeni, b) jest oblegany przez tak horrendalną liczbę ludzi. Muszę szczerze przyznać, że oglądanie tych wszystkich pozytywnie zakręconych ludzi, poprzebieranych w stroje swoich ulubionych bohaterów filmów, książek, gier, anime etc. wprawiało mnie w niesamowicie miły nastrój. Konwent to chyba jedno z niewielu miejsc, gdzie można popuścić wodze wyobraźni i uwolnić swoją kolorową duszę. I, żeby nie było, moim zdaniem steampunkowcy i goci mają również kolorową duszę, ponieważ przez ten termin rozumiem chęć przebrania się, ekspresję, urzeczywistnienie wizji ubraniowej i twórczej. Warto też wspomnieć o „targowisku”. Ilość gier, książek, strojów, biżuterii, kostek do gry, mang, broni i komiksów była po prostu zniewalająca.

Głównym punktem programu były dla mnie spotkania z autorami. Jarosław Grzędowicz zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie jako człowiek, który jest po prostu sobą, nie odgrywa wielkiego artysty. Wśród pytań od publiczności jedno zwróciło moją uwagę: „Jakiej muzyki słuchał pan przy pisaniu Pana lodowego ogrodu?”. Oczywiście, aby nie rozpraszała, była to muzyka filmowa, jeżeli dobrze pamiętam, pisarz wspominał o ścieżce dźwiękowej m.in. „Gladiatora”, „Troi” i „Helikoptera w ogniu”. Natomiast nie rozumiem idei zapytania po raz trzeci (no, błagam, ileż razy można zadawać to samo pytanie w różnej formie?) o ulubione książki. Owe pytanie brzmiało: „Jakie książki stawia pan na najwyższej książce?”, a Grzędowicz, dla ucięcia dyskusji, stwierdził, że ma na półce bałagan, więc trudno powiedzieć, co znajduje się najwyżej. I jak, zastanawiam się, jak można w takiej sytuacji próbować wytłumaczyć, że pytanie miało charakter metaforyczny? Czyżby zadający je człowiek miał naszego sympatycznego pisarza za idiotę, nie rozumiejącego prostej przenośni i nie zauważył celowego odpowiedzenia w sposób dosłowny?

Jakub Ćwiek opowiadał sporo o swojej trasie po Polsce, promującej czytanie, o życiu à la rockman oraz o teledysku promującym „Dreszcza”. Wspomniał też o ostrzeżeniu, które znajduje się na początku jego najnowszej książki. Okazało się, że umieścił je zapobiegawczo, ponieważ niektórzy recenzenci „Chłopców” stwierdzili, że nie spodziewali się, że ta książka będzie tak wulgarna. W tym momencie pisarz zwrócił uwagę na okładkę: dwóch ponurych typów w skórach, z nożem, motocyklami w tle i seksowna, wypinająca tyłek kobieta, również ubrana w skórzane ciuchy. Następnie spytał, jak można po zobaczeniu takiej okładki oczekiwać, że postaci będą używać sformułowań typu: „o, kurczątko” czy „ojejku, jej” (nie jestem pewna, jakich dokładnie przykładów użył, ale te oddają sens jego wypowiedzi).

Reasumując, atrakcji było co nie miara i gdybym nie była ograniczona czasowo (bo byłam tam tylko w sobotę, podczas gdy cały konwent trwał trzy dni) oraz ilościowo (niestety nie potrafiłam się rozdwoić ani roztroić – nie mylić z „rozstroić” ;)), to z pewnością odwiedziłabym więcej atrakcji. Ale i tak jestem niesamowicie zadowolona, bo zdobyłam autografy Grzędowicza oraz Ćwieka, spędziłam miło czas z koleżankami i poczułam duży napływ pozytywnej energii. 

Pozdrawiam,
Reptilia :)
Oto ja jako Wielki Ptak z Ulicy Sezamkowej oraz sam Wielki Ptak dla porównania. Stylizacja powstała, kiedy nudziło nam się podczas czekania w pyrkonowej kolejce.
Jednorożcolama - mała pamiątka z konwentu. Jeżeli nie wierzyliście, że istnieją, oto niezbity dowód ;)!


piątek, 22 marca 2013

Hej, hej!

Wkurzony miś jest wkurzony, bo tak długo zwlekałam z założeniem bloga (wkurzony miś został stworzony w ś.p. Sufi Cafe [*]). W założeniu będę na blogu umieszczać moje quasi-modowe stylizacje, przemyślenia na wszelakie tematy (czyt. sporo paplaniny), recenzje tego, co mi wpadło w łapki i zostało przeczytane/przesłuchane/oglądnięte. Dlaczego postanowiłam w końcu założyć bloga, choć nosiłam się z tym zamiarem od 1,5 roku? Założyły go za mnie moje koleżanki, J.SZ Co.,  więc nie mam innego wyboru, jak teraz go prowadzić ;). Toteż pozostaje mi przywitać was radosnym: "Hej, hej!" i zaprosić do przeglądania mojej pisaniny :).